18 maja 2015

A miało być tak pięknie...


I byłoby, gdyby...
Zaczęło się od kapcia, po przejechaniu zaledwie kilkunastu metrów.  Ruszyliśmy w drogę. 
W pewnym momencie nasze dziecko stało się jęczące i marudne. To nie w jego stylu, bo na wycieczkach jest wesoły i uśmiechnięty. Okazało się, że atakuje go jakaś choroba. Wprawdzie rano marudził trochę, ale nie przypuszczałam, że to o to chodzi. Na początku trasy nawet podśpiewywał sobie, potem zamilkł i nagle to...
Mimo wszystko kontynuowaliśmy wycieczkę, bo na późniejszą powtórkę nie było szans.
I znów powietrze zaczęło uciekać. Pompowanie co dwa kilometry, chore dziecko... no "super"...
Kilkanaście kilometrów przed metą coś zaskoczyło i kapeć już się nie pojawił.


Wyszło nam tylko 56 km, trasa łatwa, drogi fajne, jak to w Czechach.
Nazajutrz, na szczęście, Młody czuł się znacznie lepiej. I ogólnie szybko wyzdrowiał. 

 



















 

 


14 maja 2015

Wokół kopalni...


Ta wycieczka, to głównie z myślą o dziecku i spełnienie danej mu wcześniej obietnicy. Bo obiecaliśmy mu, że kiedyś zobaczy kopalnię. On lubi takie klimaty.
Mimo sporego wiatru i niezbyt wysokiej temperatury (często w takim przypadku wybieramy "nogi"), ruszyliśmy w drogę. Ostatecznie źle nie było. Młody zabezpieczony odpowiednim ubraniem, to najważniejsze.


Dróżkę, po której biegnie szlak rowerowy, pewnie wkrótce pochłonie kopalnia...

 


















 




11 maja 2015

Taka tam krótka przejażdżka...


Taka tam, krótka (28 km), późnopopołudniowa przejażdżka, po naszych ulubionych czeskich drogach, do Frydlandu i z powrotem. 
Przy okazji sprawdzenie stanu mojej kondycji. Jest lepiej, niż przy pierwszym wejściu na rower po zimowej przerwie, choć do stanu optymalnego sporo brakuje.