03 kwietnia 2017

Nad Dusznikami...


Prima aprilis sprawił nam dobry żart (niespodziankę), w postaci pięknej, słonecznej pogody. W takiej sytuacji nie można siedzieć w domu, musowo trzeba było pojawić się na szlaku. Wprawdzie mocno wiało, ale w lesie było to mniej odczuwalne.
Co nie udało się na końcu poprzedniego sezonu, udało się na początku tegorocznego. I przy okazji wyjaśniła się sprawa "zaginionego" szlaku. Zobaczyliśmy wtedy ładną łąkę, więc poszliśmy na łąkę, nie zwracając uwagi, że szlak biegnie w innym kierunku. I zamiast od razu się wrócić...
Tym razem weszliśmy na niedokończony czerwony szlak od strony Dusznik (poprzednio szliśmy do, od Wolarza), konkretnie od schroniska Pod Muflonem.
Nie licząc terenu wokół schroniska (większość wjeżdża tam samochodem), nie spotkaliśmy żadnego pieszego ludzia. Przejechał jedynie aż jeden rowerzysta. Kolejny bezludny szlak do kolekcji.



Wchodzimy pod górę żółtym, kierunek schronisko...








Przed schroniskiem...




















Ładnie tu musi być, jak się zazieleni...


 














Musieliśmy zejść z drogi, wyżej, na łąkę, bo błotko po kostki albo "strumyczek". I przy okazji skonsumowaliśmy bułki...







 
Właśnie tu, poprzednim razem. Zamiast iść w bok, zeszliśmy w dół, na łąkę...




Z pieszego szlaku zeszliśmy na rowerowy, niebieski...




Pojeździłoby się tam na rowerze...




























Szczytna w oddali...




Zbliżamy się do Dusznik...




Szczytnik na horyzoncie...