31 grudnia 2016

Podsumowanie...


Koniec roku, więc małe podsumowanie.
Jeśli o rower chodzi, było źle, nawet bardzo źle. Osobiście przejechałam więcej kilometrów, niż w ostatnich kilku sezonach, ale jeśli chodzi o wyjazdy rodzinne - prawdziwa nędza, zaledwie 416 km. A właśnie one są dla mnie najważniejsze. Tylko dwie normalne weekendowe wycieczki (Góry Bystrzyckie), a poza tym krótkie przejażdżki koło domu, początkowo jazdy próbne (z przyczepką). Nie mieliśmy też rowerowych wakacji, jak przez ostatnie trzy lata.
Jeśli o nogi chodzi, było zdecydowanie lepiej. Głównie za sprawą wakacji w Tatrach. Spędziliśmy tam 16 dni, z czego 9 na szlakach, w sumie około 200 km. Trzy dni były dniami luzu. Pierwszy z nich (przy ładnej pogodzie) zaplanowany, czyli Gubałówka i super plac zabaw. Obiecaliśmy dziecku kolejkę (wjazd i zjazd) a obietnicy trzeba dotrzymać. Drugi i trzeci - pogoda taka sobie, więc góry sobie podarowaliśmy, za to place zabaw (dziecko szczęśliwe) i takie tam łażenie. Pozostałe cztery dni (w tym dzień przyjazdu), deszcz, deszcz, deszcz...  więc wiadomo.
A na naszych terenach... Zaliczyliśmy cztery szczyty należące do KGP, czyli Wielką Sowę, Waligórę, Chełmiec i Orlicę. Ot tak sobie, bo nie dokumentujemy tego. Poza tym dwa nienależące - Jawornik Wielki i Wolarz. I jeszcze Błędne Skały, Wzgórza Lewińskie i rowerowy przez G.Bardzkie. Czyli w sumie 9 wypadów. 
Mąż połowę weekendów spędził w pracy, więc nasze wyjazdy zostały mocno ograniczone. Z kolei te wolne lubiły przyciągać deszcz. A przy deszczu siedzimy w domu.
  









Górale takie super place zabaw produkują...




Młodzież była przeszczęśliwa. U nas place zabaw, to obraz nędzy i rozpaczy, o takim może tylko pomarzyć.







26 września 2016

Z Polanicy do... przez Wolarz...


Start miał być w Polanicy a meta w Dusznikach. Start był, meta już nie. W okolicy Rozdroża Pod Błażkową zgubiliśmy czerwony szlak i ostatecznie wylądowaliśmy z powrotem na asfalcie, obok leśniczówki. Było zbyt późno na powrót i kontynuację zaplanowanej trasy, dlatego zeszliśmy asfaltem do Szczytnej. 
Trasa prawie bezwidokowa, ale całkiem fajna. I prawie bezludna, zero turystów pieszych, czworo rowerzystów, troje tubylców. Przy okazji nazbieraliśmy troszkę grzybów (mało jest, bo susza), tak na zupę wystarczyło.


Polanica, wchodzimy do lasu...












Leśna autostrada, muszę tam się wybrać kiedyś na rowerze...








Wchodzimy pod górę. Mnóstwo niezerwanych jagód. W razie czego wiemy, gdzie się udać...












Na Wolarzu...












Chyba jedyny punkt widokowy na trasie...



















Zejście do asfaltu dosyć strome. Dużo kamieni i korzeni. Schodziło się niewygodnie, bo musiałam dobrze uważać na naszego młodego wędrowca i trzymać go za rękę...




Trochę nudnego asfaltu...








Właśnie tu drogi nam się pomieszały...



























13 września 2016

Jawornik Wielki, czyli ze Złotego Stoku do...


Trasa zaplanowana x lat temu i ciągle nie było okazji, aby plan zrealizować. Tym razem się udało. Chodzi o czerwony szlak ze Złotego Stoku do Lądka.
Przeszło nam przez myśl, żeby przy okazji zwiedzić kopalnię złota, ale szybko doszliśmy do wniosku, że jednak nie, że z paru powodów, poświęcimy na to osobny wyjazd.
Szlak typowo spacerowy, przez cały czas łagodne podejście, niestety widoków niewiele i przy okazji mocno ograniczone. Cóż poradzić, we wrześniu zamglone krajobrazy to norma, a dobra widoczność zdarza się bardzo rzadko.
W sumie to las, las, las...  Prawie na całej trasie. 
Pierwsze kilometry wnerwiające, z powodu much wszelkiego rodzaju, latających wokół głowy. I jeszcze przeszkoda, czyli wycinka drzew, akurat przy samym szlaku. Trzeba było jakoś to obejść.
Cisza, spokój, ludzi brak, poza wspomnianym miejscem wycinki. Liczba spotkanych turystów - 2.
Nawet nie wiedziałam, że szlaki w tamtej okolicy się pozmieniały. Tzn. ten, którym szliśmy, czerwony, pozostał bez zmian. Za to równoległy do niego, dawniej zielony, teraz jest żółty. I powstał nowy, zielony, na Borówkową. Tak sobie myślę, że warto by było zaliczyć go w bliższej przyszłości. I na rowerze by się tam pojeździło.



Były kamieniołom. Dawno temu można było tam sobie połazić, teraz wstęp wzbroniony...




Wejście do sztolni...




I kawałeczek wnętrza sztolni...

























Wieża na Jaworniku...




Widoki z Jawornika...












Borówkowa...





I takie tam widoki na Góry Złote...

















Przerwa na posiłek...
















Kościół w Orłowcu...




Też nie obeszło się bez asfaltu...
A zdjęcie zrobiłam, bo... kosz na śmieci. Kosz jak kosz, tylko w takim miejscu?








Nareszcie nie na asfalcie...























 
Zbliżamy się do mety...