Wkrótce
zacznie się nowy sezon, a ja jeszcze nie podsumowałam starego.
Nie
da się go zaliczyć do udanych. Po raz kolejny, co najmniej połowa
planów poszła w odstawkę. Tradycyjnie przez pogodę. Dla nas
dziecko najważniejsze, jeżeli możliwy deszcz lub burza, zostajemy
w domu. Wiosna, lato i część jesieni, okazały się wyjątkowo
deszczowe. W maju nie dało się zorganizować żadnej wycieczki. W
lipcu i sierpniu (ten, to w ogóle porażka) padało praktycznie
codziennie, wrzesień w większości zgniło-wyżowy, przeplatany
deszczem. Dopiero październik w miarę, ale to już prawie po
sezonie. I czerwiec też połowicznie ok, ale akurat wtedy
przebywaliśmy nad morzem.
Trudno
uwierzyć, że w wielu miejscach w kraju panowała susza.
Odbyliśmy
zaledwie 8 wycieczek pieszych i 4 ½ + 2 rowerowych (pół, bo
musieliśmy ją skrócić przez burzę, a te dwie to krótkie
powtórki).
Plus
kilka popołudniowych rowerowych w tygodniu, ale one się nie liczą,
bo krótkie i znane na pamięć. Wyjazdu na Paradę Parowozów i do
ZOO nie liczę, bo to inna kategoria.
Przejechaliśmy
na rowerze 1442 km, w tym 431 km podczas wakacyjnego wyjazdu.
Odrobinę więcej niż w poprzednim sezonie, ale nadal
niezadowalająco, liczyłam na więcej.