30 kwietnia 2014

Spacer, tylko...



Uwaga, będę narzekać. Co z tego, że sezon wycieczkowy zaczął się dosyć szybko, skoro cały kwiecień przesiedzieliśmy w chałupie i jak na razie poprawy nie widać. Bo albo lało, albo wiało, albo ciemne chmury i zimno. Nawet, jeśli u nas nie lało, to za miedzą, w górach, owszem. 
A teraz zdarzył się cud, niedziela sucha i ciepła... A nasze dziecko przeziębione. W takiej sytuacji z roweru nici, lepiej nie ryzykować. Musiały nas zadowolić dwa spacery.
W ubiegłym roku śnieg do połowy kwietnia, ale przynajmniej końcówka fajna i kilka wycieczek rowerowych się odbyło. Za to maj... Oj, wolałabym, żeby się nie powtórzył...
 
 













 





05 kwietnia 2014

Na skraju Gór Stołowych...



Wycieczka wymyślona na poczekaniu. Tak, żeby dało się dojechać, przejść bez problemu i wrócić przed zmrokiem. Na ”centrum” Gór Stołowych jeszcze za wcześnie (brak dojazdu, trzeba poczekać do czerwca), dlatego tylko delikatnie zahaczyliśmy o nie.

Trasa, w przeciwieństwie do tej sprzed tygodnia, prawie pozbawiona widoków. Do tego, jeśli nawet jakiś punkt widokowy się trafił, to i tak mało co dało się zobaczyć, przez mgłę. 
Fajny las, szczególnie w jednym miejscu, trochę skałek (też niedużo), kilka km znienawidzonego asfaltu i brak turystów (nie licząc pary w wieku nieco wyższym niż średni), to to takie najkrótsze z możliwych podsumowanie.


Wychodzimy z Polanicy...


A potem las...

Sporo tych mrowisk tam jest...








Tak wygląda spory odcinek szlaku, błoto powyżej kostek. Jeszcze "ciekawiej" zapewne jest po dużych opadach deszczu. Kto by się tam jakimiś turystami przejmował. Na szczęście dało się to ominąć, zbaczając kilka metrów w bok. Nie ma to jak łażenie po krzakach.




W tym wąwozie było pięknie, nie licząc zwałów śmieci. Na górze przebiega droga, przy której, jak łatwo się domyśleć, zatrzymują się "kulturalni" Polacy i pozbywają się niepotrzebnego "dobytku".






I tu się "kończy" szlak...  Suchą nogą na pewno się nie przejdzie. Może cyrkowiec dałby radę po tych gałęziach albo kamieniach, ale raczej wątpię. Nie wiem, jak jest podczas letniej suszy, może łatwiej. Dało się na szczęście to obejść, najpierw kawałek wzdłuż strumyka, potem wspinaczka pod górkę, do drogi.


Cofnęliśmy się trochę, bo... 
Cygański Wąwóz chciałam zobaczyć, myślałam, że będzie ciekawszy...






Punkt widokowy. I znowu ta mgła...
Posiedziałoby się tam dłużej, ale czas gonił...


















Przejście na skraju łąki... Tu było miło, ale...
Po chwili nastąpiła niefajna "niespodzianka", bo łąka się skończyła i pojawiły się krzaki, błoto, chlupanie pod nogami i wijący mikrostrumyczek, który trzeba było kilka razy przekroczyć. Nie wiem, czy tam tak zawsze jest, czy tylko po deszczu.








Wreszcie koniec "bagien"...
Tu tak jakby zgubiliśmy szlak, szliśmy obok, ale wkrótce się odnalazł. 


Znowu pojawił się las...




Znajome skały...
Kilkadziesiąt metrów wcześniej zaczął się znienawidzony asfalt. 
A ten odcinek drogi (przez Złotno) dobrze mi znany z wycieczek rowerowych.




Ponownie jesteśmy na łąkach...












Schodzimy do Dusznik...