14 sierpnia 2008

Puchaczówka powrót…


Dokończenie wyprawy z dnia poprzedniego. Dobry rowerzysta przejeżdża taką trasę od razu, ale my, amatorzy przeciętniaki, zrobiliśmy sobie nocną przerwę. Tym razem było krótko i bardzo łatwo. Jadąc drogą główną to około 25 km, ale my wybraliśmy okrężną, więc było ich więcej.














Tym razem w należyty sposób zadbano o zabytek…


























Tory do nikąd. Szkoda wielka, że pociagi już tędy nie jeżdżą. Mam nadzieję, że jednak kiedyś powrócą.

















13 sierpnia 2008

Puchaczówka...


To była trasa, o której przejechaniu już dawno marzyłam, ale jakoś nie było możliwości i odwagi, aby owo marzenie zrealizować. Aż w końcu się udało. I okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Owszem, podjazd łatwy nie jest (mam na myśli przeciętnego amatora), ale dało się to zrobić bez większego problemu. Zdarzało się, że teoretycznie łatwiejsze trasy, dawały mi w przeszłości bardziej w kość.
I gdyby nie późna pora, prawdopodobnie udalibyśmy się jeszcze na Czarną Górę. Było tak blisko…
Po raz kolejny zapomniałam zapisać liczbę kilometrów.


Na chwilę zboczyliśmy z trasy, aby zobaczyć Pasterskie Skały. Częściowo są widoczne z drogi.























Widok na jedną stronę…








I na drugą…

W oddali Czarna Góra…











Wracamy na trasę...





Zaczął się poważny podjazd…














Wypłaszczyło się…









Fajne miejsce na odpoczynek i przy okazji miłe widoki…




















Cel główny osiągnięty…

















Zjeżdżamy w dóóóóół…








Spojrzenie w górę i zaraz dalszy ciąg zjazdu…





Ostatnie kilometry, w oddali miejsce, gdzie byliśmy…