To była trasa, o której przejechaniu już dawno marzyłam, ale jakoś nie było możliwości i odwagi, aby owo marzenie zrealizować. Aż w końcu się udało. I okazało się, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Owszem, podjazd łatwy nie jest (mam na myśli przeciętnego amatora), ale dało się to zrobić bez większego problemu. Zdarzało się, że teoretycznie łatwiejsze trasy, dawały mi w przeszłości bardziej w kość.
I gdyby nie późna pora, prawdopodobnie udalibyśmy się jeszcze na Czarną Górę. Było tak blisko…
Po raz kolejny zapomniałam zapisać liczbę kilometrów.
Na chwilę zboczyliśmy z trasy, aby zobaczyć Pasterskie Skały. Częściowo są widoczne z drogi.
Widok na jedną stronę…
I na drugą…
W oddali Czarna Góra…
Wracamy na trasę...
Zaczął się poważny podjazd…
Wypłaszczyło się…
Fajne miejsce na odpoczynek i przy okazji miłe widoki…
Cel główny osiągnięty…
Zjeżdżamy w dóóóóół…
Spojrzenie w górę i zaraz dalszy ciąg zjazdu…
Ostatnie kilometry, w oddali miejsce, gdzie byliśmy…