Miesiąc przerwy w rowerowej jeździe. Nie licząc mikro-wycieczki (21 km) trzy dni wcześniej. Czyli stało się tak, jak przypuszczałam, koszmarna pogoda pokrzyżowała wszelkie plany. Mam nadzieję, że to już koniec "marca" w czasie późnej wiosny. I, że nadchodzące lato też okaże się normalne. Choćby w części, bo na całość już nie liczę. Horror pt. "niże południowe" ma w tym roku monopol na organizowanie pogody w Polsce. I pewnie do jesieni nic się nie zmieni.
Niedzielna wycieczka, to jakby częściowe dokończenie tej ubiegłorocznej(tutaj), kiedy to nie skręciliśmy tam, gdzie trzeba, przez co, nie dojechalśmy tam, gdzie planowaliśmy. Tym razem się udało, nie przeoczyliśmy odpowiedniej drogi, z tym, że zamiast w pewnym momencie skrecić na Roztoki, pojechaliśmy do Międzylesia.
Do Bystrzycy jak zawsze nuda. Przejazdu przez miasto nienawidzę, ze względu na dwa wnerwiające podjazdy. Krótkie i niby nic szczególnego, ale potrafią wymęczyć. Potem już ok. Podjazdów wprawdzie spory urodzaj, ale to już podjazdy innego rodzaju, takie bardziej przyjazne. Choć przyznam, że w pewnym momencie dopadł mnie mały kryzys. Ten podjazd w Nowej Wsi, wyglądał na łatwy, a w rzeczywistości sprawił mi problem. Dałam jednak radę.
Najlepszy był ostatni fragment trasy, ponieważ asfalt zamienił się w polną drogę. Takie lubię najbardziej, chociaż ta dróżka nieźle nas wytrzęsła (kamienista była). I miłe dla oka widoki, na Góry Bystrzyckie i Masyw Śnieżnika. Na asfaltowe drogi też narzekać nie mogę, bo na większości z nich, prawie zerowy ruch samochodowy.
Trochę nas ciemne chmury postraszyły, to się pojawiały na horyzoncie (czasem wrażenie sporej bliskości), to znikały, ale w ostateczności gdzieś się rozpłynęły. One tak bardziej nad Czechami sobie wisiały, do Polski nie dotarły.
Przejechaliśmy w sumie 59 km. Sama trasa jest troszkę krótsza (56-57 km), bo raz droga mi się pomyliła i musieliśmy się wracać. I też zależy, z którego dokładnie punktu się wyrusza.
Ogólnie łatwa. Mimo mojej słabej, jak na razie kondycji (trudno mieć dobrą przy panującej kiepskiej aurze), poszło gładko (nie licząc w/w kryzysu).
Nie wiem, jak to jest, bo przed Międzygórzem zaczyna się taki fragment drogi, niby sporo "pod górkę" (takie odnoszę wrażenie, być może jest mylne), a pokonuje się go nadspodziewanie lekko. Złudzenie?
Za tydzień wyjazd na wakacje. Z rowerami. Mam nadzieję, że pogoda nie okaże się koszmarna i uda nam się w końcu pojeździć, tak normalnie, czyli dużo i często.