I w końcu przejazd kolejką
wąskotorową doszedł do skutku. To tak, jak z żubrami,
planowaliśmy podczas poprzednich pobytów nad morzem i zawsze brakło
czasu.
Z tym, że...
Musieliśmy zmienić plany.
Po pierwsze za późno wstaliśmy, po
drugie mgła. I zamiast pojechać do Gryfic, pojechaliśmy do
Paprotna. Przez to przejazd kolejką trwał godzinę a nie dwie, ale
dobre i to.
Oczywiście obyło się bez
kombinacji i wybraliśmy najprostszą, asfaltową drogę.
Najpierw ścieżką do
Kamienia Pomorskiego. Ciężko mi się jechało te pierwsze kilometry, jakoś
tak nogi dziwnie mnie bolały. A czasu nie mieliśmy zbyt wiele, więc
o bólu trzeba było zapomnieć. Wkrótce minęło, widocznie
potrzebny był czas na rozruch. W Kamieniu skierowaliśmy się na
Gryfice/Trzebiatów. Okazało się, że droga nie jest aż tak
straszna, jak myślałam. Może dlatego, że to nie sezon i wczesna
pora? Ruch fakt, mały, ale prędkości już nie, 150/h to norma.
Jakoś przeżyłam.
To jedyne zdjęcie z tych 30 km dojazdu do Paprotna, wolałam się nie zatrzymywać (czas)...
Obawiałam się trochę, że
nie zdążymy dojechać na czas... a dojechaliśmy sporo przed
czasem.
I ciekawostka, warto wsiadać
wcześniej, bo bilety są tańsze. O przyjemności dłuższej jazdy
nie wspomnę, bo to oczywiste.
Na pokładzie kolejki...
Widoki z trasy. W sumie tamtejsze krajobrazy nie są aż tak powalające.
Na tym moście dwa dni temu staliśmy i patrzyliśmy na mostek kolejowy z którego z kolei zrobiłam to zdjęcie...
Trzęsacz. Tu się zaczęło, czyli tłumy ludzi, prawie puste wagoniki nagle się zapełniły...
Latarnia morska wystaje zza drzew...
Wysiedliśmy w Pogorzelicy.
Najpierw musieliśmy zjeść śniadanie. W końcu, bo rano, przed
wyjazdem, nie mieliśmy na to czasu. Znaleźliśmy fajne miejsce w
lesie. Jeden malutki minus - mrówki nas "atakowały", dało
się przeżyć.
Potem poszłam z Michałem
na plażę. Bardzo mu się spodobała (rzeczywiście jest ładna) i
nie chciał z niej wyjść. Myślę, że warto tam spędzić te dwa
tygodnie. Kiedyś nawet miałam taki plan, ale nie znalazłam
odpowiedniego noclegu (może za mało szukałam) i ostatecznie padło
na Międzywodzie.
Przejeżdżaliśmy obok
słynnej Sandry (dowiedziałam się o jej istnieniu na jakimś tam
forum) i moje przypuszczenia wynikające z zachwytów, potwierdziły
się. Nie wytrzymałabym w takim kołchozie nawet kilku minut.
Budynek koszmarny. W sumie postawiono to na granicy z Niechorzem,
więc właściwej Pogorzelicy nie szpeci. Samo Niechorze też bez
pozytywów, jeden wielki bazar. Kilkanaście lat temu (zajrzałam tam
kilka razy podczas wakacyjnego pobytu w Rewalu) chyba aż tak źle
tam nie było.
Nie mogliśmy pominąć
latarni morskiej.
Widoki z góry...
Właśnie, Rewal. Jak tam
urlopowałam (pojechałam, bo słyszałam o nim dobre opinie), nie
zachwycił mnie szczególnie. Teraz tylko przejeżdżałam i myślę,
że na tle Niechorza (o Pobierowie nawet nie wspomnę) wypada całkiem
dobrze.
Na klifie, między Rewalem a Trzęsaczem...
Dalsza część trasy, to
już powtórka z niedzieli.
Przejechaliśmy 68 km
(szkoda, że wyszło tylko tyle), trasa łatwa, lekka i przyjemna.