08 sierpnia 2016

Tatry, cz.6 - Krzyżne...


Najpierw była Dolina Roztoki. A tak naprawdę, to asfalt z Palenicy, ale on się nie liczy. 
Doszliśmy do Piątki i tu trzy warianty do wyboru. Czyli albo Świstówka, albo Szpiglasowa, albo Krzyżne. Na szlaku przez dolinę dzikie tłumy, z czego większość powędrowała niebieskim szlakiem w kierunku Morskiego Oka. No i odechciało się nam. Wybraliśmy Krzyżne. Bardzo dobrze wspominam ten szlak. Tylko, że jak szliśmy nim poprzednio, chmury w dużym stopniu ograniczyły nam widoczność. Tym razem super pogoda i super widoki. Obawiałam się jednego, czy nasz mały wędrowiec sobie poradzi. Chodziło mi głównie, czy wytrzyma kondycyjnie, bo szlak długi. Bo jeśli chodzi o sprawy techniczne (szlak z gatunku naprawdę łatwych), raczej się nie obawiałam. I rzeczywiście, poradził sobie nieźle. Trzeba było jedynie dobrze go pilnować, aby porządnie trzymał się szlaku. Dodatkowo był bardzo zainteresowany helikopterem TOPR-u, który latał nad Piątką (to było w dniu, kiedy na Orlej Perci zdarzył się wypadek – jeszcze nie wiedzieliśmy wtedy, o co chodzi, powiedział nam o tym turysta, mijający nas przy zejściu z Krzyżnego, który był naocznym świadkiem) i wciąż się oglądał.
Niektórzy ludzie dziwnie na nas patrzyli, że ciągamy dziecko po takim szlaku. Cóż, jeśli osobie dorosłej źle się schodzi (wchodzenie od Piątki jest zdecydowanie lepsze od schodzenia, ale każdy wybiera jak chce), nie znaczy, że inni też tak mają. I ci ludzie właśnie, nie znali możliwości naszego syna. On radzi sobie lepiej niż niejeden dorosły. I naprawdę do lubi. 
Najgorsze było zejście po pionowej ściance, zaraz za przełęczą.
Mąż na górze, ja na dole, młody między nami, daliśmy radę bez problemu. Przy okazji zaobserwowaliśmy parę, wspinającą się w górę na czworaka, po piargu. Kiepsko im szło. Nie wiem, czy nie zauważyli, którędy przebiega szlak, czy wystraszyli owej ścianki?
A przecież wejście na nią jest naprawdę proste. Prostsze i bezpieczniejsze od piargu. Ciekawe, jak zeszli do Piątki.
Potem, to już luzik. Młody wędrowiec parę razy nam zamarudził, że śpiący, że go pięty bolą. Na pewno był zmęczony, ale to raczej wynikało ze strachu, że nie zdążymy przed zmrokiem. I nie zdążymy na busa.
Tym razem wybraliśmy zejście przez Jaworzynkę. I słusznie, bo schodziło się zdecydowanie lepiej, niż przez Boczań. Jak doszliśmy do Kuźnic, zrobiło się lekko ciemno. 
Jak wysiedliśmy z busa, w pobliżu miejsca zakwaterowania, nasze dziecko nagle odzyskało siłę i energię. I wielką radość, gdyż dostał w nagrodę cztery jajka niespodzianki. I wcale nie poszedł od razu spać.
 
 
 









































































 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz