Najpierw była Dolina Roztoki. A tak naprawdę, to asfalt z Palenicy, ale on się nie liczy.
Doszliśmy do Piątki i tu trzy warianty do
wyboru. Czyli albo Świstówka, albo Szpiglasowa, albo Krzyżne. Na
szlaku przez dolinę dzikie tłumy, z czego większość powędrowała
niebieskim szlakiem w kierunku Morskiego Oka. No i odechciało się
nam. Wybraliśmy Krzyżne. Bardzo dobrze wspominam ten szlak. Tylko,
że jak szliśmy nim poprzednio, chmury w dużym
stopniu ograniczyły nam widoczność. Tym razem super pogoda i super
widoki. Obawiałam się jednego, czy nasz mały wędrowiec sobie
poradzi. Chodziło mi głównie, czy wytrzyma kondycyjnie, bo szlak
długi. Bo jeśli chodzi o sprawy techniczne (szlak z gatunku
naprawdę łatwych), raczej się nie obawiałam. I rzeczywiście,
poradził sobie nieźle. Trzeba było jedynie dobrze go pilnować,
aby porządnie trzymał się szlaku. Dodatkowo był bardzo
zainteresowany helikopterem TOPR-u, który latał nad Piątką (to
było w dniu, kiedy na Orlej Perci zdarzył się wypadek – jeszcze
nie wiedzieliśmy wtedy, o co chodzi, powiedział nam o tym turysta,
mijający nas przy zejściu z Krzyżnego, który był naocznym
świadkiem) i wciąż się oglądał.
Niektórzy
ludzie dziwnie na nas patrzyli, że ciągamy dziecko po takim szlaku.
Cóż, jeśli osobie dorosłej źle się schodzi (wchodzenie od
Piątki jest zdecydowanie lepsze od schodzenia, ale każdy wybiera
jak chce), nie znaczy, że inni też tak mają. I ci ludzie właśnie,
nie znali możliwości naszego syna. On radzi sobie lepiej niż
niejeden dorosły. I naprawdę do lubi.
Najgorsze
było zejście po pionowej ściance, zaraz za przełęczą.
Mąż na górze, ja na dole, młody między nami, daliśmy radę bez problemu. Przy okazji zaobserwowaliśmy parę, wspinającą się w górę na czworaka, po piargu. Kiepsko im szło. Nie wiem, czy nie zauważyli, którędy przebiega szlak, czy wystraszyli owej ścianki?
A przecież wejście na nią jest naprawdę proste. Prostsze i bezpieczniejsze od piargu. Ciekawe, jak zeszli do Piątki.
Potem,
to już luzik. Młody wędrowiec parę razy nam zamarudził, że
śpiący, że go pięty bolą. Na pewno był zmęczony, ale to raczej
wynikało ze strachu, że nie zdążymy przed zmrokiem. I nie zdążymy
na busa.Mąż na górze, ja na dole, młody między nami, daliśmy radę bez problemu. Przy okazji zaobserwowaliśmy parę, wspinającą się w górę na czworaka, po piargu. Kiepsko im szło. Nie wiem, czy nie zauważyli, którędy przebiega szlak, czy wystraszyli owej ścianki?
A przecież wejście na nią jest naprawdę proste. Prostsze i bezpieczniejsze od piargu. Ciekawe, jak zeszli do Piątki.
Tym
razem wybraliśmy zejście przez Jaworzynkę. I słusznie, bo
schodziło się zdecydowanie lepiej, niż przez Boczań. Jak
doszliśmy do Kuźnic, zrobiło się lekko ciemno.
Jak wysiedliśmy z busa, w pobliżu miejsca zakwaterowania, nasze dziecko nagle odzyskało siłę i energię. I wielką radość, gdyż dostał w nagrodę cztery jajka niespodzianki. I wcale nie poszedł od razu spać.
Jak wysiedliśmy z busa, w pobliżu miejsca zakwaterowania, nasze dziecko nagle odzyskało siłę i energię. I wielką radość, gdyż dostał w nagrodę cztery jajka niespodzianki. I wcale nie poszedł od razu spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz