04 sierpnia 2016

Tatry, cz.3 - Kasprowy Wierch i Beskid...



Co się odwlecze... Kasprowy Wierch był dzisiaj. Plus dodatkowo Beskid, bo skoro tak blisko i czasu dużo (weszliśmy na szczyt KW około południa), to głupio nie skorzystać z tej przyjemności. Potem zejście na Przełęcz Liliowe. Ja to bym jeszcze polazła na Przełęcz Świnicką, ale dla naszego dziecka (na Beskid sam chciał wejść), byłoby chyba za dużo.
Ranek powitał nas prawie bezchmurnym niebem. Nie chciało nam się dreptać do Kuźnic, więc skorzystaliśmy z busa. Mogliśmy od razu wyruszyć na szlak (zielony), bez kilkukilometrowego marszu asfaltem. Szłam tamtędy kilkanaście lat temu. I o ile sobie przypominam, miałam wtedy niezłą zadyszkę, głównie na końcówce. Tym razem nic takiego, całkowity lajcik. Nasz młody turysta radził sobie bardzo dobrze, lepiej niż niejeden dorosły.
Na szczycie Kasprowego tłumy, jak na Krupówkach. Większość to ci z kolejki. Rozśmieszyła nas część z nich, co to pędem „leciała” na Beskid, żeby zdążyć przed zjazdem w dół.
W Dolinie Gąsienicowej, nasze dziecko przypadkowo poznało kolegę. Olał w tym momencie rodziców i pomaszerował dalej w jego towarzystwie. Tak zasuwali do Przełęczy między Kopami, że nie mogliśmy ich dogonić.
Wybraliśmy szlak przez Boczań. Pamiętam, że kiedyś schodziło się tamtędy lepiej niż przez Jaworzynkę. Niestety, zmieniło się, na sporą niekorzyść. Szlak rozp... tak, że schodzenie okazało się koszmarne. Żałowałam, że nie wybraliśmy Jaworzynki, no ale skąd mogliśmy wiedzieć.


 




















































































































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz