Miał
być Kasprowy Wierch, był drugi dzień rozgrzewki. Chmury
przysłaniały najwyższe szczyty, więc trochę bez sensu, wejść
wysoko, a mało co zobaczyć. Ta rozgrzewka to Ścieżka nad Reglami,
Sarnia Skała i Dolina Strążyska.
Zaczęliśmy
w Kuźnicach, najpierw niebieski szlak, potem czarny, czyli Ścieżka
nad Reglami.
Zejście
do Doliny Strążyskiej okazało się dosyć ekstremalne. A to z
powodu bardzo śliskich, oblepionych błotem kamieni i korzeni.
Czułam się prawie jak na lodowisku. Dwa razy wpadłam w poślizg,
ale zdołałam utrzymać równowagę.
Po
zejściu na Polanę Strążyską, pomaszerowaliśmy dalej, w kierunku
Doliny Małej Łąki. Po kilkunastu minutach zmieniliśmy jednak
zdanie i wróciliśmy się. Byłoby jednak za daleko. Stanęło zatem
na powrocie przez Strążyską.
Wróć.
Najpierw zahaczyliśmy o Siklawicę. Głównie z myślą o naszym
małym wędrowcu. Pod sam wodospad jednak nie podeszliśmy, za duże
tłumy.
Na
koniec, Drogą pod Reglami, wróciliśmy do Zakopanego.
Szła
sobie za na nami para (prawie pod Kuźnicami). Adidaski nówki,
prosto ze sklepowej półki, żadnego plecaka, kurtki (chyba że
ślepak jestem i nie zauważyłam), coś w stylu deptak w
Międzyzdrojach. Podejrzewam, że mieli w zamiarze wjechać kolejką
na Kasprowy i oczywiście zjechać. Kolejka kolejką, ale jeśli
rzeczywiście tam się udawali, to przy godzinnym pobycie na górze,
musieli nieźle zmarznąć. Za to z podsłuchu (szli tuż za nami,
nie dało się nie słyszeć - blond laska nadawała), „eksperci”
od gór i dzieci pełną gębą. Akurat o dzieciach było. Dosłownie
oczywiście nie przytoczę, ale coś w stylu, jacy to rodzice okropni
i nieodpowiedzialni, bo biedne dzieci po górach ciągają. A one tam
się meczą, nudzą, płaczą i marudzą. Widać im się we łbach
nie mieści, że są dzieciaki (w tym nasz, w przeciwnym razie
pojechalibyśmy nad morze), które to po prostu lubią. A siły i
energii mają więcej, niż niejeden dorosły. Jestem na 100%
przekonana, że bezdzietni, a po górach nigdy nie chodzili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz