Szykował się upał. Czyli coś, czego nie cierpię i marzę, żeby one w ogóle nie istniały. Straszyli popołudniowymi burzami, ale nas nie przestraszyli. Stwierdziliśmy, że albo będą wieczorem, albo wcale.
Po wczorajszej wycieczce rowerowej (plus wspomniany upał), wypadało wymyślić coś prostego. Padło na Błędne Skały. Czerwony szlak z Karłowa i zejście do Kudowy zielonym. Nasze dziecko jeszcze tam nie dotarło, a ponieważ on lubi takie klimaty, postanowiłam, że go tam zaprowadzimy.
Mieliśmy szczęście, bo w trakcie wędrówki do skał zachmurzyło się trochę, więc upał aż tak mocno nie dokuczał.
Jeśli o mnie chodzi, wolę Szczeliniec.
Ludzi sporo, ale nie wielkie tłumy. Może dlatego, że poniedziałek, a nie weekend. Za to na szlakach dochodzących, kilka-kilkanaście osób w obu przypadkach.
Powrót musiał się odbyć w dosyć szybkim tempie, aby zdążyć na wcześniejszy szynobus. Mogliśmy wybrać zejście czerwonym, byłoby szybciej, ale o ile pamiętam z poprzedniej wyprawy, zielony był ciekawszy.
Akurat przy schodzeniu pełne słońce. Gdzieś w lesie jeszcze dało się wytrzymać, ale na asfalcie przed i w Kudowie... koszmar.
Wróciłam do domu padnięta. Żadne tam bóle nóg, czy coś w tym rodzaju. Upał mnie wykończył. A nasze dziecko? Nadal pełnia energii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz