Wycieczka z 17 sierpnia. Chyba nigdy nie będę na bieżąco.
Były
plany rowerowe, skończyło się na nogach. Pogoda za nas
zadecydowała. Za niska temperatura i za mało słońca, jak na moje
wymagania. Chodziło tu przede wszystkim o naszego Trzpiota.
Rano
jeszcze lało, ale zdjęcia satelitarne pokazywały, że chmury
wkrótce zaczną znikać. Na bezchmurne niebo wprawdzie nie można
było liczyć, jednak deszczu w prognozach nie było. Około godziny
11.00, powoli zaczęło się przejaśniać.
Padło
na Walim.
Wyruszyliśmy
z Głuszycy, innej alternatywy nie było, jeśli naszym podstawowy
środkiem lokomocji są nogi. Szlak ten sam, którym szliśmy do
Osówki.
Postanowiliśmy
wrócić niebieskim szlakiem (powrót po wodzie i błocie nam się nie
uśmiechał, no i powtórki są nudne). Początkowo miałam spore obawy, czy
zdążymy na szynobus. Według czasów z mapy bez problemu, ale z dzieckiem
jest inaczej.
A tymczasem przez Głuszycę szliśmy spacerkiem i ze 40 minut spędziliśmy na stacji PKP.
Zero ludzi na szlaku, zero turystów, poza jednym rowerzystą.
Dopiero w pobliżu stawów spacerowicze z psami.
Dopiero w pobliżu stawów spacerowicze z psami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz