13 września 2014

Walim...



Wycieczka z 17 sierpnia. Chyba nigdy nie będę na bieżąco. 
Były plany rowerowe, skończyło się na nogach. Pogoda za nas zadecydowała. Za niska temperatura i za mało słońca, jak na moje wymagania. Chodziło tu przede wszystkim o naszego Trzpiota.
Rano jeszcze lało, ale zdjęcia satelitarne pokazywały, że chmury wkrótce zaczną znikać. Na bezchmurne niebo wprawdzie nie można było liczyć, jednak deszczu w prognozach nie było. Około godziny 11.00, powoli zaczęło się przejaśniać.
Padło na Walim. 
Wyruszyliśmy z Głuszycy, innej alternatywy nie było, jeśli naszym podstawowy środkiem lokomocji są nogi. Szlak ten sam, którym szliśmy do Osówki. 
 
Postanowiliśmy wrócić niebieskim szlakiem (powrót po wodzie i błocie nam się nie uśmiechał, no i powtórki są nudne). Początkowo miałam spore obawy, czy zdążymy na szynobus. Według czasów z mapy bez problemu, ale z dzieckiem jest inaczej. 
A tymczasem przez Głuszycę szliśmy spacerkiem i ze 40 minut spędziliśmy na stacji PKP.
 
Zero ludzi na szlaku, zero turystów, poza jednym rowerzystą. 

Dopiero w pobliżu stawów spacerowicze z psami.
 
 


































 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz