07 lipca 2013

Wycieczka nr 5...


Nie planowaliśmy konkretnej wycieczki na niedzielę. A ponieważ chciałam zobaczyć stawy w Momotach, udaliśmy się w owym kierunku. Nie lubię drogi Janów – Momoty. Owszem, przyjemna jest, bo las, cały czas las... Może inaczej, nie lubię jej momentami... kiedy mijają nas samochody. I nie zmienia tego fakt, że ruch jest niewielki. Jest prosta, a na prostej debile drogowi są w swoim żywiole.
Nie znam się na samochodach, ale wydawało mi się, że jazda po drodze dziurawo-połatanej (rowerem mocno trzęsie) z ogromną prędkością, nie ma dobrego wpływu na stan pojazdu. Widać się myliłam.
W samych Momotach już normalnie, spokojniej.
Znowu nie udało mi się wejść do kościoła. Ten sam powód, co poprzednio, brak odpowiedniego stroju, w kolarkach nie wejdę.
 
 



 
 
A potem skręt do lasu i najprzyjemniejsza część trasy. Nie wiedziałam, jaka będzie ta leśna droga, gdyż w Lasach Janowskich jak wiadomo, trafiają się różne niespodzianki. Okazało się, że jednak super, że twarda, że bez piachu. Do samego Porytowego Wzgórza. 
 
 














 
Potem zdecydowaliśmy się na asfalt. I chyba słusznie, bo prawdopodobnie na drodze leśnej znajdują się "niespodzianki". Nad tymi stawami, to bym sobie dłużej posiedziała. I posłuchała ciszy... Nierealne...
 
Przejechaliśmy 47 km. Wolałabym więcej, ale i tak nieźle, myślałam, że ta trasa ma mniej.
"Przeraziła" mnie jedna rzecz, tj. niedzielny tłum ludzi nad zalewem. Obok biegła nasza trasa, więc przejeżdżaliśmy tamtędy dwa razy. Nie wytrzymałabym tam nawet 5 minut. 
 
 

 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz