25 lipca 2007

Bardo i…


Dziś fotki sprzed tygodnia z kawałkiem (chyba nigdy nie nauczę się zamieszczać ich na bieżąco). Trasa w sumie dla mnie nowa. Chodzi o całość, bo niektóre jej fragmenty już kiedyś przejechałam.
Trudno mi określić stopień trudności. W normalnych warunkach pogodowych (22-25 st.), prawdopodobnie byłoby można zaliczyć ją do raczej łatwych, ale przy 30 st. upałach, sytuacja wygląda trochę inaczej.
Na początku trochę lasu, potem już tylko patelnia. Długość 50 km, w tym chyba ze 30 pod górę.
 

Początkowe widoki…








Najprzyjemniejszy fragment trasy, wreszcie, po kilkukilometrowym podjeździe, dłuuuuugi, leśny zjazd…


























Wciąż niekończąca się patelnia…





Zaczęło się. Podjazd nie byłby taki zły, gdyby nie ten upał…





Ostatnie kilometry (niestety, już na głównej drodze, na szczęście w niedzielę mniejszy ruch) i takie widoki…






























A teraz zmieniam region kraju. Nie wiem, co mnie tam czeka, czy rower, który uda się tam skombinować, będzie nadawał się do jazdy. Na początku planowałam wziąć swój, ale… najpierw 600 km jednym pociągiem (o dziwo jest wagon rowerowy), potem kilkadziesiąt szynobusem, potem jeszcze ze 20 samochodem. A na plecach ciężki plecak. Najgorszy byłby powrót.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz