Ja to chyba wpadnę w kompleksy… Wpadłam sobie po długiej przerwie (szukałam informacji na temat przewożenia roweru pociągiem) na pewne forum rowerowe. A przy okazji… Czytam, czytam i… Wynika z tego, że jestem baaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo kiepską rowerzystką. Bo moje trasy rowerowe nie liczą sobie przynajmniej 150 km, i nie poruszam się ze średnią prędkością ponad 30 km/h. Nie mam też roweru za kilka tysięcy.
Ja po prostu lubię taką spacerową jazdę, 10-20 km/h (przy podjazdach 10% jeszcze wolniej, a takich u mnie sporo). Przy okazji podziwiam widoki, słucham śpiewu ptaków, szumu wiatru, czy szelestu strumyka, robię zdjęcia. Przerzutki ustawiam na luz (trudno tu o szybką jazdę), żeby mi się mięśnie nie wyrabiały.
Odczuwam silny lęk przed szybką jazdą z góry, szczególnie na serpentynach. Nie potrafię tego pokonać. Ogranicza mnie też problem z lewą stopą, ale o szczegółach pisać nie będę.
Suuuuuper, same przeszkody…
A teraz kilka fotek, prawie sprzed dwóch tygodni. Trasa bez szczególnego celu, chciałam po prostu sprawdzić, dokąd prowadzi pewna droga, 40 km z hakiem, nie pamiętam dokładnie ile, dość łatwa.
Te niektóre zjazdy takie strome się wydawały, a potem się okazywało, że podjazd leciutki.
Tu się zaczyna miły fragment trasy (wcześniej oklepana nuuuda), początkowo dobrze mi znany.
Na moście i widok z mostu…
A tu już nowość.
Byłam bardzo ciekawa, co znajduje się za lasem…
Za mną zostało…
Asfalt się skończył…
I w tym miejscu postanowiłam… zawracam…
Mam nadzieję, że kiedyś tam wrócę…
I sprawdzę dalszą trasę…
I sprawdzę dalszą trasę…
To, co wcześniej miałam za sobą, czyli droga powrotna…
Szczytnik...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz