Trudno było namówić Młodego na wypad w góry bez taty. Dał się jednak przekupić. Tato miał dołączyć dopiero po pracy.
Pogoda jakaś "dziwna" nam towarzyszyła. Ciepło, ale pochmurno, mocno pochmurno. Góry "tonęły" w niskich chmurach.
Udaliśmy się niebieskim szlakiem w kierunku Samotni. I nagle wyjrzało słońce. Niestety, wkrótce chmury wróciły. Marsz w kierunku Słonecznika, to marsz w chmurach. Tym razem nie zejście w dół, a wciąż czerwony szlak w kierunku Przełęczy Karkonoskiej. Widokowo było, ale chmury zrobiły swoje i początkowo prawie nic nie widziałam. Potem odleciały i zrobiło się przyjemnie dla oka. Z drugiej strony, taki spacer między chmurami, też jest ciekawy.
Mąż mi później powiedział, że jak zobaczył z dołu, co się dzieje na górze, pomyślał sobie, że tam mocno leje. A tu niespodzianka, zero deszczu.
Tuż przed przełęczą zmiana szlaku na zielony i powrót do Karpacza. Szlak typu, jakie lubię, prawie bezludny (nie wiem, jak jest przy lepszej pogodzie), góra - dół, góra - dół. Niestety, co rusz błoto po kostki lub kałuże.
Chmury nad Małym Stawem...
I nagle słońce...
Znikająca Śnieżka...
Trochę błękitu...
Kierunek Przełęcz Karkonoska...
A nad Jelenią Górą słońce...
Powoli się przejaśnia...
Mały Szyszak...
Wracamy, na zielonym szlaku...
To się pięknie wypogodziło...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz