Nauka jazdy z przyczepką ciąg dalszy.
Prognozy długoterminowe
"straszyły" niżem genueńskim, ale jak widać nie sprawdziły się, weekend
rozpoczął się słoneczną pogodą. Akurat ten niż jest nieobliczalny i z
większym wyprzedzeniem przewidzieć go jest bardzo trudno. Dlatego słabo
tym prognozom wierzyłam.
Tym razem musiało być coś więcej, niż kilka
kilometrów nad rzeką. Ruszyliśmy przed siebie, bez konkretnego celu.
Jazda spokojna, bez pośpiechu (przeważnie 10-15 km/h), typowa rekreacja.
Wybraliśmy polne drogi i asfalt, ten jak najmniej ruchliwy. Przyjemność
jazdy popsuł mi silny wiatr. Dodatkowo zimny. Niby ciepło, ludzie w
krótkich rękawach, ale jak momentami zawiało, to gdyby nie
wiatroszczelna kurtka (pod nią miałam ciepłą bluzę), zmarzłabym i to
nieźle.
Nie było źle (poza wspomnianym wiatrem), oczywiście dałam
radę, ale... Doszłam do wniosku, że przyczepka jest dobra na płaski
teren i ewentualnie na lekkie podjazdy. Na górki i pagórki zdecydowanie
lepszy był fotelik. I gdzie my mamy teraz jeździć, skoro otaczają nas
góry? Może, kiedy zrobi się naprawdę ciepło, dzięki czemu kondycja mi
się poprawi, zmienię zdanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz