04 sierpnia 2015

Jezioro, pagórki, trochę Gór Sowich i deszcz...

 
Wycieczka ta miała się odbyć w poprzednim sezonie. Niestety, nie zdążyliśmy. Gdyby tamto lato nie było aż tak deszczowe, pewnie by się udało.
Prognoza pogody zrobiła nas w konia. Teoretycznie do południa miało być pochmurno, a po południu słonecznie. Nie było mowy o deszczu, a jednak...
Wyruszyliśmy z Jedliny w kierunku Zagórza. Od początku towarzyszyły nam chmury, o zapowiadanym słońcu i cieple ani śladu.
Okrążyliśmy Jezioro Bystrzyckie i ruszyliśmy w kierunku Walimia. I właśnie w tamtych okolicach (gdzieś między Walimiem a Rzeczką) zaczęło padać. Zaniosło się porządnie. Nie była to jakaś wielka ulewa, ale człowieka zmoczyć mogła. Trochę postaliśmy na przystanku autobusowym, trochę pod drzewem, trochę pedałowaliśmy. W takich sytuacjach mam gdzieś siebie (z cukru nie jestem a i kurtkę przeciwdeszczową miałam), najważniejsze jest dziecko. A dziecko zostało przykryte wielkim workiem foliowym i nic mu się nie stało.
Z drugiej strony, przy takiej suszy, każde opady cieszą.
Po zjeździe z Przełęczy Sokolej sytuacja nieco się zmieniła, nie padało i było zdecydowanie cieplej. Bo fakt, na górze nie tylko padało, tam było naprawdę zimno.
Dalsza część trasy (do samej mety), to chmury i kropiący od czasu do czasu deszcz, lekko, prawie nieodczuwalnie .
Chmury chmurami, ale gdyby rzeczywiście wylazło słońce i zrobiło się gorąco, jazda byłaby trudniejsza, ponieważ nic tak nie odbiera kondycji, jak upał. 
Przejechaliśmy 86 km. Stopień trudności? Problemów nie miałam, poza tym, że na samą przełęcz musiałam wprowadzić rower. Może i kiepska ze mnie rowerzystka, ale rower + fotelik + dziecko, to ponad 40 kg, za dużo dla mnie przy takim nachyleniu. Może, gdyby pogoda była inna...
Na końcówce musiałam się odważyć na jazdę drogą nr 381 (na szczęście tylko około 3 km), aby uniknąć tej okrężnej, po pagórach i dziurach.
 
 









































 

 

 

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz