Tradycyjnie las... las...las...
piękny, pachnący, sosnowy las. I kilka małych wiosek na trasie.
W
końcu udało się nam przekroczyć 100 km (konkretnie 104 km). Bo z
tym zawsze był problem. Nie chodzi o brak siły, bo zawsze jakiś
zapas był. Jest tak, że z mapą w łapie, wymyślam jakąś tam
trasę, a potem, w praniu wychodzi, że jednak kilku kilometrów
zabrakło. A przecież nie będziemy krążyć wokół miejsca
zamieszkania, żeby ją sztucznie wydłużyć.
Tym
razem też by się nie udało, ale na szczęście w pewnym momencie nie skręciliśmy w
odpowiednią drogę, musieliśmy się wracać i...
Wszystko łatwo, lekko i przyjemnie...
Wszystko łatwo, lekko i przyjemnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz