22 listopada 2014

Srebrna Góra...


Trasa nie jeden raz przejechana (jej przebieg troszkę się różnił, ale kilometrowo i trudnościowo bez większej różnicy) i była opisywana, tutaj.
 
Chciałam wybrać się w inne, dalsze miejsce, jednak z powodu niepewnej pogody, trzeba było wymyślić coś krótkiego i sprawdzonego. 
 
Jazda przez Srebrną Górę skutecznie popsuła nam humor. Ktoś wpadł na debilny pomysł łatania dziur w asfalcie, najbardziej debilnym sposobem świata, czyli smoła plus kamienny grys. Akurat w niedzielę. Gdyby łatali asfaltem, to jeszcze, ale po tym gó... nie da się jechać. Musiałam zejść z roweru i prowadzić go przydrożnej trawie. Dobrze, że przez miejscowość prowadzi więcej dróg, więc po mękach mogliśmy skręcić w czystą drogę.
 
Chyba mi kondycja siadła na koniec sezonu, bo miałam problem na podjazdach przed przełęczami. Albo przez czwartkowe kilkugodzinne łażenie po lesie (grzyby), piątkowe góry (ponad 20 km) i tylko jeden dzień odpoczynku. Bo fakt, że ostatnio mało jeździłam, chyba nie miał wpływu.  



































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz