23 lipca 2013

Góry Stołowe, na rowerze tym razem...



Trzytygodniowe wakacje się skończyły i tym samym wracamy do naszych górek.

To był jeden z elementów planu na lato 2013. Zahaczyć o Góry Stołowe. I zahaczyliśmy. Pogoda do jazdy okazała się idealna, bo piękne słońce i normalna temperatura, nie jakieś tam koszmarne upały.

Na początku łatwo, lekko i przyjemnie... i trochę nudno, jak się zna drogę na pamięć.
 
 

 

A potem miałam okazję wjechać pod pewną górkę (10%), po raz pierwszy, do tej pory zawsze z niej zjeżdżałam. Dawno temu, jeszcze przed remontem drogi, po typowym serze. Się zasapałam, ale dałam radę bez większego problemu. Na "szczycie" ujrzeliśmy drogowskaz (wcześniej też go oczywiście widywałam) – Karłów 13 km. I skręciliśmy.
 
 





Takie drogi to ja lubię, ciche, spokojne, przez las. Nasz plan jednak nie dotyczył Karłowa, a tylko Batorówka i stamtąd zjazd do Szczytnej. Podjazd miał jakieś 5 km, z czego początek luzik, koniec... oj, dał popalić. Zatrzymałam się ze dwa razy, żeby złapać oddech i łyknąć trochę wody. Pewnie na moją kondycję miało wpływ niedoleczone jeszcze przeziębienie (nabyte na wyjeździe), ale udało mi się wjechać, nie musiałam prowadzić roweru. Gdybym nie miała słodkiego ciężaru nad bagażnikiem, pewnie poszłoby dużo łatwiej. Ale ja bardzo lubię wozić mojego pasażera.
 
 


 

Na skrzyżowaniu z niebieskim szlakiem pieszym, zrobiliśmy sobie krótką przerwę (należało się po tym podjeździe). Później już lekki podjazd, płasko i sruuuuuuu... zjazd do samej Szczytnej. Dosyć wolny zjazd, bo droga obfitująca w niezliczoną ilość dziur, połatanych i niepołatanych. 
 





I nagle okazało się, że trzeba było zmienić dalszą część planowanej trasy. Jeśli udalibyśmy się planowaną, mój licznik wybiłby zaledwie około 44 km. To przejechaliśmy się wokół Szczytnika. Spodobała nam się ta droga, bo też las, spokój i ładne widoki. Było trochę podjazdów, ale takich łatwych.
 
 





 

I znowu się okazało, że mimo to, dystans będzie za krótki. Tak więc po przejechaniu Polanicy, udaliśmy się jeszcze na Starkówek. Tam jest taki fajny podjazd. I cóż, okazało się, że wjechało mi się na górę dosyć lekko (mieliśmy na koncie prawie 40 km). A na początku sezonu miałam problem, mimo początku trasy.

Mimo kombinacji stanęło na 54 km. No mało, ale pomysłu na kolejne kombinacje brakło, niestety. Stopień trudności oceniam jako średni. To przez ten podjazd przed Batorówkiem.
 
 


 

Mapa składa się z dwóch części i równocześnie są to dwie mapy. Na jednej się nie dało.

 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz