16 maja 2013

Kiepskie rozpoczęcie sezonu...


Połowa maja, a na blogu nie ma ani jednego wpisu. Bo nie mam co opisywać. Owszem, kilka wycieczek było (dokładnie 5, w drugiej połowie kwietnia, bo w pierwszej wiadomo, zima), ale takich krótkich, rozgrzewkowych, wiele razy wcześniej przejechanych. I oczywiście już opisanych, więc powtarzać się nie będę. W sumie 127 km, czyli słabiutko, liczyłam na więcej.
Maj... na razie ZERO. Początek... lało, wiało i zimnica straszna. Potem rowery w serwisie (przegląd, smarowanie, itp...) Przed kolejnym weekendem tradycyjnie pogoda się popsuła i tradycyjnie lało. Na dodatek nasze dziecko się rozchorowało (ja też zasmarkana), więc tak, czy siak, areszt domowy. Słońce wylazło w poniedziałek i świeci (z małymi przerwami) do tej pory, ale młody jeszcze nie wyzdrowiał (ja też), dlatego nadal rowery kiszą się w piwnicy. I nie tylko dlatego. Wieje, wieje, wściekle wieje. Przy takiej wichurze nie da się jechać, prędzej wylądujemy w rowie, niż przejedziemy choćby kilka kilometrów.
W nadchodzący weekend powtórka z rozrywki, czyli ma lać, grzmieć i inne podobne atrakcje. Zaczynam wątpić, że w tym miesiącu w ogóle gdzieś się wybierzemy.




źródło www.demoty.pl





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz