To był udany dzień. A tak niewiele brakowało...
Byliśmy w Wolinie. Wycieczka dawno planowana, ale wiadomo, jak to z planowaniem jest.
Chmury nie zachęcały do wyjazdu, bo chmury (w tym roku) w 90% przypadków oznaczają deszcz, a deszcz przy zwiedzaniu bardzo przeszkadza. I tak nam się z łóżka wstawać nie chciało...
Ja jednak coś czułam, że padać nie będzie, i jak się później okazało, przeczucie mnie nie zawiodło. Nagle szybka decyzja... jedziemy! Starczyło czasu na prysznic, ubranie i zapakowanie potrzebnych gratów, na śniadanie już nie. To się kupiło bułki i zjadło po drodze. Autobus nie czeka.
Z tego wszystkiego zapomniałam mapy, co nam w rezultacie trochę namieszało. Można było kupić nową, tylko po co mi kolejna, taka sama do kolekcji? Dostaliśmy w muzeum plan Wolina, taki darmowy, niestety, nie oznaczono na nim szlaków.
Najpierw było Muzeum Regionalne.
Potem Wioska Wikingów.
Na koniec Wzgórze Wisielców.
Mam oczywiście niedosyt, bo zabrakło czasu, żeby zobaczyć coś więcej. Musieliśmy zdążyć na autobus, ostatni w rozkładzie (16:30). Teoretycznie dałoby się zwiedzić więcej, ale z małym dzieckiem czas płynie inaczej.
Wioska Wikingów...
Tak wygląda oznakowanie szlaku, trzeba mieć dobre oczy.
Wzgórze Wisielców...
Plaża w Wolinie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz