04 sierpnia 2012

Wakacje cz.1 - Świnoujście...


Tym razem daleko od gór, czyli wakacyjny wyjazd nad morze, do Międzywodzia.

Wiadomo, ciągnie człowieka w góry, Tatry szczególnie, ale...  Trzeba brać pod uwagę ograniczone możliwości dwulatka. Nie będę teraz dokładnie tego wyjaśniać, powody swoje mamy. Poczekamy jeszcze ze dwa, trzy lata...

Wyspę Wolin zwiedzaliśmy kilka lat wcześniej (wiadomo, bez Trzpiota), przyszła więc pora na ciąg dalszy. Oczywiście nie wszystkie nasze plany zostały zrealizowane, ale cóż, wpływu na pogodę nie mamy. To, co się udało, w tym i kilku następnych postach. 

I pojechaliśmy do Świnoujścia. Szkoda, że później, niż planowaliśmy. A to chmury, a to Michaś spał (nikt nie miał sumienia, żeby go obudzić), a to nam się wcześnie wstać nie chciało... Oj, przydałyby się te stracone dwie godziny. Trochę czasu nam zabrakło i mam niedosyt. Chciałam zobaczyć więcej.
Przywitała nas ciemna chmura i deszcz. Na szczęście nie trwało to zbyt długo, przejaśniło się, wyszło słońce. I ruszyliśmy w drogę.
Po przejściu sporej części trasy, znów na horyzoncie pojawiła się czarna chmura. A jeszcze 5 minut wcześniej było tak pięknie...
I co? I po chwili lało i grzmiało... Z jednej strony las, z drugiej jakiś zakład, dlatego zero możliwości schowania się gdziekolwiek. Staliśmy jak te sieroty pod parasolem i czekaliśmy aż przestanie. Trzpiot w nosidełku, więc wyszedł z tego suchy, my mieliśmy w połowie zamoczone nogawki od spodni (na szczęście cienkie, szybkoschnące) i buty.
I jak się później okazało, kolejnego deszczowego ataku już nie było, do wieczora świeciło słońce.
Fortu Gerharda w rezultacie nie zwiedziliśmy. Powód... nieważne. Ale skoro przeszliśmy tyle kilometrów, to przynajmniej zaliczyłam latarnię morską.
Wróciliśmy autobusem. Gapy z nas, bo w tamtą stronę też można było pojechać.
Potem prom i spacer w kierunku kolejnych fortów. Niestety, czasu pozostało nam niewiele, wiec wszystko odbyło się w biegu i byle jak. Zwiedziliśmy Fort Zachodni, ale właśnie tak na szybko. Lubimy oboje takie miejsca, więc jak się nie da ich dokładnie obejrzeć, jest spory niedosyt. Teoretycznie mogliśmy zrezygnować z plaży i czasu byłoby więcej... Tylko, że ja chciałam zajrzeć na plażę, choćby na 5 minut. I zobaczyć Stawa Młyny... I nie zobaczyłam, tzn. zobaczyłam, ale z daleka, a to nie to samo. Bo czasu mało, bo ludzi dużo, bo...
Na koniec się okazało... Ok, już nic nie piszę...
 
 




 
 
Widoki z latarni...
 
 






 
 
Fort Anioła...
 
 


 
 
Na plaży...
 


 
 
Zwiedzamy Fort Zachodni...
 
 









 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz