Tak, to była długa przerwa, cały kwiecień nie jeździliśmy na rowerach. To przez okropną, w ogóle niewiosenną pogodę. Sama nie ruszę się, kiedy wściekle wieje arktyczny wiatr albo pada deszcz (a i śnieg się zdarzył), więc tym bardziej nie posadzę swojego małego dziecka w foteliku i nie narażę na przeziębienie.
N a szczęście wiosna przypomniała sobie o swoim istnieniu (wreszcie!) i mogliśmy wyruszyć na wycieczkę. Ale… żeby nie było aż tak kolorowo, na popołudnie zapowiedzieli opady i burze, więc trzeba było wybrać coś krótkiego i łatwego. I rzeczywiście, chmury nadeszły, kiedy dojeżdżaliśmy już do domu. Później okazało się, że nasze miasto ominęły, jednak nie wiadomo, co działo się w najbliższej okolicy.
A sama wycieczka? Jak już wspominałam, krótka (około 32 km, ale my zrobiliśmy o kilka więcej) i łatwa, z jednym większym podjazdem, który sprawił mi trochę problemu. A to dlatego, że moja kondycja na razie do najlepszych nie należy, dawniej owego problemu nie było.
O ile sobie przypominam, nie była jeszcze opisywana na blogu, choć nie jeden raz przejechana.
Ciekawych widoków na trasie niestety niewiele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz