05 września 2016

Orlica...


Pierwsze nasze wyjście w góry od czasu powrotu z Tatr.
Od dawna zastanawiałam się, jak tu wejść na Orlicę. Wiadomo, najlepiej z Zieleńca, ale jeśli nie ma się samochodu, akurat ta wersja odpada.Transport publiczny w tym kierunku od wielu lat nie istnieje. Jedynie w zimie jeżdżą autobusy (z myślą o narciarzach), ale my wtedy po górach nie łazimy. 
Wymyśliłam sobie pewnego dnia, żeby wyruszyć z Lewina, potem od strony czeskiej zdobyć szczyt i wrócić do Dusznik. Odkąd nasze dziecko bez problemu robi ponad 20 km, mogliśmy sobie na taką trasę pozwolić. Start i meta w Zieleńcu, to jednak byłoby za mało.
Trasa lekka, spacerowa, niestety sporo asfaltu. Niezbyt widokowa, ale mimo to fajna i warto było ją przejść. Dodatkowa "atrakcja" to tradycyjne wrześniowe zamglenia.
Ludzi mało, tzn. w Czechach, już bliżej szczytu kilkanaście osób na nogach i kilkanaście na rowerach (oczywiście Czesi), w Polsce dokładnie 5, też pod samym szczytem. Po Tatrach, człowiek czuje się jak na bezludnej wyspie, na tych swoich terenach.



Lewin Kł. - zabytkowy most kolejowy...








Czechy, spacer po łące, kierunek Orlica...




































Zaczął się las...




Taki mały punkcik widokowy...





Na Orlicy...








Znowu na asfalcie...












Punkt widokowy, niestety obok parking...












Ktoś se nazwę wymyślił...








Wreszcie las, zeszliśmy na rowerowy, bo do pieszego dalej a mieliśmy dosyć asfaltu...




Tak wygląda w pewnym momencie szlak rowerowy...




Nie wiem czemu, bo trochę niżej jest w miarę normalna droga...




Ruiny skoczni narciarskiej...








Zbliżamy się do Dusznik...












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz