Coś
mnie ciągnie w Góry Sowie. Nie wiem dlaczego, może przez swoją
tajemniczość? A ja lubię tajemnicze miejsca?
Naczytałam
się ostatnio różnych dziwnych rzeczy (przypadkiem wlazłam), o
Riese i tym podobne sprawach, i wyobraźnia zadziałała? Z tym, że
ja w te dziwne rzeczy nie wierzę i zawsze znajdę jakieś racjonalne
wytłumaczenie. A skoro nie wierzę, to co?
Tym
razem i po raz kolejny, były to bliskie okolice Głuszycy. Szliśmy
normalnie, szlakiem, bo na zapuszczanie się w las nie było czasu (z
dzieckiem wszystko odbywa się wolniej), a poza tym, jak się terenu
nie zna, można się zgubić.
Szczerze,
to nic konkretnego, ot taki spacer po lesie.
Turystów pieszych brak, czyli norma, rowerowi owszem (też bym tam
pojeździła) i grzybiarze. Widoków w zasadzie brak.
Nie
czuliśmy żadnego niepokoju (to w nawiązaniu do pierwszych zdań),
nie mieliśmy wrażenia, że ktoś nas obserwuje... Ponoć niektórym
to się zdarza. Owszem, gdybym tam była sama, gdyby zbliżała się
noc, byłabym nieźle przestraszona, ale to dotyczy każdego lasu, w
każdej części naszego pięknego kraju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz